wtorek, 29 października 2019

KONKURS NA WYJAZD DO RUMUNII

Projekt na wyjazd do Bistrity w Rumunii 22-28.03.2020

   W CZASIE SPOTKANIA BĘDZIEMY TWORZYĆ OPOWIADANIA NA PODSTAWIE NASZYCH LOKALNYCH LEGEND. DLATEGO NALEŻY PRZYGOTOWAĆ PREZENTACJĘ (W DOWOLNYM FORMACIE: POWER POINT, PREVI, FILM, ALBUM, KOMIKS, COKOLWIEK INNEGO WYMYŚLISZ) O DOWOLNIE WYBRANEJ BAJKOWEJ POSTACI, KTÓRĄ ZNASZ Z POLSKICH LEGEND LUB BAŚNI. WYBIERZ POSTAĆ SPOŚRÓD PONIŻSZYCH:

• BOHATER POZYTYWNY
• BOHATER NEGATYWNY
• ZWIERZĘ (NIE CZŁOWIEK), KTÓRE JEST MĄDRE / GŁUPIE / LENIWE ITD.

   ZRÓB PREZENTACJĘ O KTÓREJŚ Z POSTACI (MOŻNA WIĘCEJ NIŻ JEDNĄ, ALE W OSOBNYCH PREZENTACJACH). POSTARAJ SIĘ, ABY PRACA BYŁA PRZEJRZYSTA, CIEKAWA I W MIARĘ POPRAWNA JĘZYKOWO (PO ANGIELSKU!). MOŻESZ ŁĄCZYĆ TECHNIKI, MOŻESZ DOŁĄCZYĆ JAKIEŚ ZADANIA DLA ZAGRANICZNYCH UCZNIÓW – WSZYSTKO W TWOICH RĘKACH. PRACA MA ZAWIERAĆ IMIĘ BOHATERA, JEGO SPECJALNE ZDOLNOŚCI, TYTUŁY OPOWIEŚCI W KTÓRYCH MOŻNA GO ZNALEŹĆ, A TAKŻE ODNOŚNIKI W POLSKIEJ KULTURZE.

PRACĘ ZŁÓŻ U P. MICHAŁA SZYMAŃSKIEGO OSOBIŚCIE LUB NA MAILA (nomadyczny@op.pl) do 22.12.

WIZYTA W TVRDOŠINIE / SŁOWACJA - 06.10-12.10.2019

NIEDZIELA 06.10

Punktualnie o 7 rano nasza ekipa wyruszyła Flixbusem w kierunku Zakopanego. W skład delegacji wchodzili Tosia Chwedeńczuk (8b), Piotr Gramburg (8s), Pola Czapiewska-Baugh (7s), Maciek Łukasiak (7p), Wiktor Żmuda (8s), Helena Pawłowska (7s) oraz nauczyciele: koordynator projektu p. Michał Szymański, p. Iwona Mierzwa i p. Łukasz Łach. Podróż minęła bez problemów i już o 14 wylądowaliśmy na dworcu w Zakopanem, które przywitało nas... śniegiem. A tak. W dodatku musieliśmy czekać na transport do Twardoszyna przez godzinę, bo Turków bardzo długo trzymali na lotnisku w Balicach. W końcu udało się. W hotelu Limba na naszych uczniów czekali słowaccy gospodarze.


Twardoszyn to niewielkie miasteczko nieopodal granicy z Polską, dlatego wiele osób mówi tu, a przynajmniej rozumie język polski. Nie ma tu za wiele atrakcji, ale liczyliśmy na to, że gospodarze coś wymyślą.

***********************************************************************************
Relacja Tosi Chwedeńczuk:
Mimo, iż był to mój drugi Erasmus, to troszkę bałam się jechać - inna rodzina goszcząca, małe miasteczko na Słowacji, szkoła katolicka, nielubiana przeze mnie kultura góralska, niskie temperatury, itp.
W szkole była jednak super atmosfera, było luźno i mieliśmy dużo zajęć integracyjnych, dzięki którym poznałam wiele cudownych osób z Portugalii.
Wycieczki były ciekawe, bardzo podobała mi się możliwość poznania i dużo czasu na rozmowy z ludźmi właśnie z Portugalii.
Niestety tym razem dzieci z Rumunii i Turcji były za małe i bały się rozmawiać po angielsku.
Minusem też była rodzina goszcząca, którą musiałam zmienić. Powodów tej przykrej dla mnie zmiany było dużo. Wydaje mi się, że rodziny przed przyjazdem gości powinny być jakoś sprawdzane.
Zdecydowanie było warto wyjechać! Erasmus jest to doświadczenie wyjątkowe, zmieniające sposób myślenia o świecie, jedyne w swoim rodzaju, którego nie da się przeżyć gdzieś indziej!

***********************************************************************************

PONIEDZIAŁEK 07.10

Już od rana byliśmy w szkole - rozpoczęły się zajęcia integracyjne. Czekaliśmy na grupę portugalską, która przylatywała dopiero dziś.
 Oto budynek Zakladnej Skoly im. Sztefana Szmalika, szkoły katolickiej, umieszczonej w budynku z czasów II wojny światowej.
 Nieopodal wejścia znajduje się miejsce pamięci o Sztefanie Szmaliku, lokalnym księdzu, filozofie, nauczycielu i językoznawcy.
 Jest kolorowo i zadziwiająco cicho. Nawet dzwonek brzęczy niezbyt głośno, a w czasie lekcji niczym makiem zasiał. 
 Zaczęliśmy od przełamywani lodów i poznania się lepiej. Słowacy zaproponowali całą masę zajęć integrujących. Tu budowanie wspólnego mostu.
 Współpraca i precyzja - pod tymi hasłami ma przebiegać wizyta.

 Tosia słucha wskazówek rumuńskiego ucznia. To zadanie nie było łatwe!
 A Piotrkiem kieruje uczeń turecki.

 Wspólna układanka.

 W międzyczasie udało się nam zobaczyć szkołę. Na korytarzach stoją książki, przed klasami wiszą kurtki - jest czysto i nikt niczego nie niszczy.
 Jest to szkoła katolicka, więc nie da się uniknąć figurek świętych...
 ... ani kaplicy, w której odbywają się msze dla uczniów.
 Schody na górę prowadzą do kaplicy, w dół do sali gimnastycznej.
 Tablica erasmusowa
 Pan Łukasz prowadzi lekcję :)  Na szczęście uczniowie wyszli :D
 Pan Łukasz osobiście sprawdził, czy most jednej z grup działa - dobra robota, nie spadł!

 Była okazja przejść się po mieście. Od końca do końca - spacerkiem w 20 minut.
 Rynek jest długi, na środku ma deptak z pomnikami.
 Ratusz miejski

 Na obiad dostawaliśmy szkolne posiłki, głównie kuchnię regionalną.
 Bryndzowa haluszka niespecjalnie chłopakom smakowała...
 Wreszcie czas na oddech!

 Galeria malarki Medveckiej - znanej na Słowacji.

 Po zajęciach poszliśmy na spacer tuż za miasto.
 Naszym uczniom szybko przypadli do gustu koledzy z Portugalii.
 Widoki ze wzgórz poza miastem wynagradzały trudy wspinaczki.

 Z wieży widać całą Orawę.




 Zawiązuje się polsko-portugalska przyjaźń, która będzie się zacieśniać w miarę trwania wizyty.


***********************************************************************************
Relacja Maćka Łukasika:
Przed wyjazdem trochę się obawiałem, jak to będzie z tym międzynarodowym kontaktem i relacjami. Ale jeżeli chodzi o pobyt u rodziny to byłem spokojny, bo trafiłem do Andreja, którego gościłem w czasie wizyty w Warszawie i polubiłem.

Wróciłem zachwycony i podziękowałem rodzicom, że tak mnie trochę namówili... Rodzina goszcząca była super - robili wszystko, żebym czuł się dobrze. Organizowali mnóstwo atrakcji. Szkoła i zajęcia fajne. Zwiedzanie bardzo mi się podobało. Kontakt międzynarodowy super. Najbardziej polubiłem Portugalczyków i Słowaków. Od strony językowej super doświadczenie. Udawało mi się kontaktować po angielsku. A nauczone tańce wywijam do dziś. ;) Bardzo było warto! :)
***********************************************************************************

WTOREK 08.10

Dzień zaczęliśmy od mocnego uderzenia - wizyty u burmistrza miasta, który rządzi Twardoszynem od niemal 30 lat. 
 Humory w ratuszu dopisywały, jak widać.
 Burmistrz powiedział parę słów, wręczył wszystkim upominki i pokazał film o swoim mieście.
 Nie zabrakło pamiątkowego zdjęcia, a jakże.


 Kolejne pamiątkowe zdjęcie przed szkołą - na koniec dostaliśmy je jako magnes na lodówkę. Miła pamiątka!
 Portugalczycy zapragnęli przedstawić nam swój kraj i szkołę, kończąc prezentację konkursem Kahoot! Nasi zdominowali zawody :)
 Piotrek i Wiktor wygrali!
 A pan Łukasz był drugi. Trzecie miejsce poszło do Słowaków.
 Również Turcy przedstawili siebie i szkołę.
A potem przyszedł czas na opracowanie własnych historii.
 Każda z delegacji wysłała wcześniej słowa klucze i postaci, występujące w naszych lokalnych legendach.
 Wymieszane narodowościowo grupy, opierając się na podanych informacjach, miały stworzyć alternatywne historie i wykonać z nich komiks.
 W grupach, zajmujących się danymi legendami nie było przedstawicieli kraju owej legendy.
 Nasza reprezentacja podsunęła Bazyliszka.


 W czasie prac nad komiksami nauczyciele odbyli spotkanie ewaluacyjne, ustalili plan działań na następne spotkania i, co najważniejsze, daty owych spotkań. Na koniec marca jedziemy do Rumunii, a na początku maja do Portugalii.

 Na koniec zajęć wspólnie ułożyliśmy logo projektu z domino.
 Po wielu próbach się udało.







 Jednak nie udało się położyć całości za jednym razem. Raul z Rumunii, najmłodszy uczestnik spotkania, trochę się namęczył, żeby cała układanka się położyła.
 Pan Łach wpisuje nas do kroniki szkolnej.

***********************************************************************************
Relacja Poli Czapiewskiej-Baugh:
W tym roku po raz pierwszy wzięłam udział w programie Erasmus. Był to wyjazd na Słowację. Z opowiadań kolegów i koleżanek wiedziałam czego mogę się spodziewać. Chciałam poznać nowe osoby, ich kulturę i historię ich krajów. Byłam nastawiona na dużo zwiedzania i wiele ciekawych i interesujących zajęć. Tak jak się spodziewałam, moje oczekiwania się spełniły. Przyznaję, że tuż przed wyjazdem, trochę się stresowałam. Nie byłam pewna, jakie będę warunki i czy słowacka rodzina mnie polubi. Na szczęście, okazało się, że wszyscy byli bardzo mili, a atmosfera w domu przyjemna i rodzinna. Nie miałam też większego problemu z nawiązaniem kontaktu z dziewczynką, u której mieszkałam. Wciąż jesteśmy w kontakcie i wymieniamy się nowinkami.
Następnego dnia po przyjeździe odbyły się zajęcia w szkole. Szkoła trochę mnie zaskoczyła. Była zadbana, czysta ale skromna i widać było, że miasteczko nie należy do najbogatszych.  Nie stanowiło to jednak przeszkody w poznawaniu reszty uczestników programu. Niestety, nie wszyscy umieli porozumieć się w języku angielskim. Byłam trochę zawiedziona, gdyż uniemożliwiało to nawiązanie kontaktu z częścią osób.
Szczególną przyjemność sprawiło mi zwiedzanie Słowacji. Nie miałam jeszcze okazji, aby odwiedzić ten kraj, więc takie wycieczki sprawiły mi ogromną frajdę i przyjemność. Szczególnie w pamięci zapadło mi zwiedzanie zamku. Wielkie wrażenie wywarła na mnie również wizyta w jaskini.
Podsumowując moje wrażenia z wyjazdu, były one naprawę pozytywne. Serdecznie polecam wyjazdy z Erasmusa każdemu, kto ma ochotę na nowe znajomości i przeżycia.

***********************************************************************************

ŚRODA 09.10

Środa, wciąż zimna i mokra, zaczęła się od wypadu do Zuberca, do Muzeum Wsi Orawskiej. Spędziliśmy tam dwie godziny, zapoznając się z historią i kulturą Orawy i okolic. Odnaleźliśmy tam sporo podobieństw do naszych górali - w końcu to te same góry, tylko po drugiej stronie. 



 Mieliśmy anglojęzyczną przewodnik, która w prostych słowach opowiedziała nam o regionie.














 Po powrocie do szkoły wróciliśmy do naszych opowieści. Słowacy zaczęli od przybliżenia swoich legend.

 Pierwsza grupa przerobiła historię rumuńską o złych siostrach.

 Druga grupa zrobiła turecki romans.



 Trzecia zrobiła jakiegoś mieszańca z naszego Bazyliszka.


 Czwarta, zamiast wesołej portugalskiej legendy, przedstawiła kraway melodramat.


 Ostatni zespół zepsuł słowacką historię o kopalni soli i prawdziwej miłości.


 Musieliśmy pokazać oryginalną wersję Bazyliszka!
 Turcy zrobili to samo...
 ... a Rumuni i Słowacy nie pozostali dłużni.
 Na koniec przyszedł czas na warsztaty etnograficzne.
 Pierwsze zajęcia to robienie szalika






Dzięki zaangażowaniu całej grupy udało się wykonać, jak to określiły dziewczyny, 'ręcznik dla szczura'.
 Kolejne zajęcia odbyły się w kuchni. Miały być bryndzowe haluszki, ale skoro większości nie smakowały, zmieniono pomysł na placki ziemniaczane.
 Od razu wyszło, kto umie zrobić cokolwiek w kuchni! Otóż nikt.
 Niemniej jednak nasza brygada przystąpiła do działania z animuszem, trzeba było niektórych stopować, bo sami starli by siebie wraz z ziemniakami na tarce...


 Heli się podobało, ekstatyczny wyraz twarzy mówi wszystko na temat tarcia cebuli :D
 Jeszcze przyprawimy i...
 ... można smażyć!




 Placki wyszły naprawdę smaczne!

 Trzecie zajęcia to robienie wiklinowych dzwonków, typowych orawskich ozdób.

 Najbardziej wkręciła się pani Iwona - w końcu nauczyciel techniki, tak?



 W międzyczasie nasze komiksy trafiły na tablicę erasmusową.

 Ostatnie zadanie to druciane serduszko ozdobione kolorowymi koralikami.

 Serduszka serduszkami, ale od czego jest kreatywność?

 Długi dzień zmęczył wszystkich, choć i tak nasi uczniowie mieli zapewnione różne atrakcje przez swoich gospodarzy...

***********************************************************************************
Relacja Piotrka Gramburga:
czekamy
***********************************************************************************

 CZWARTEK  10.10

Dziś wreszcie dzień poza szkołą - obiecana i zaplanowana wycieczka po Orawie! Ruszyliśmy z samego rana, na szczęście zrobiło się trochę cieplej i nie padało.
Na początku znaleźliśmy się w Oravskim Podzamoku i jako że mieliśmy chwilę do otwarcia zamczyska, przeszliśmy się po mikroskopijnym miasteczku.
Zamek góruje nad okolicą.
Zrobiliśmy rundkę wokół rynku - nie zajęło nam to wiele czasu.


Kiedy przyszedł czas obejrzenia zamku, musieliśmy najpierw wdrapać się na wzgórze.

Tam czekała na nas przewodniczka, więc rozpoczęliśmy zwiedzanie.

Zamek podobał się wszystkim, to jedna z żelaznych atrakcji Słowacji.
Przyjaźń polsko-portugalska zacieśniała się coraz bardziej z dnia na dzień.






W zamku jest też muzeum przyrodnicze
Widok na okolice z zamku średniego.
Brygada pod zamkiem - Maciek już zdążył uciec do autokaru :)
W Dolnym Kubinie czekał na nas lunch - szkoda, że o 11:00... Ale strawa zupełnie regionalna i całkiem niezła.
Dyrektor szkoły i koordynatorka projektu oficjalnie zakończyli wizytę - w piątek zostaliśmy już tylko my i Portugalczycy.
Kto miał chwilę, przeszedł się po Dolnym Kubinie - urokliwe miasteczko.

Kolejny przystanek to Demianowska Jaskinia Wolności - ponad kilometr trasy pośród urzekających zjawisk krasowych.


Największe wrażenie zrobił na wszystkich wąski korytarzyk pośród białych stalagnatów.
Ostatni przystanek to Liptovsky Mikulasz - zakupy, posiłek i co tam kto chciał. Można było również przejść się po niedużej starówce.






Wróciliśmy do Twardoszyna koło 19 - zmęczeni, ale zadowoleni. Odkryliśmy bardzo fajne miejsca tuż nieopodal granicy naszego kraju!

***********************************************************************************
Relacja Wiktora Żmudy:
czekamy
***********************************************************************************

PIĄTEK 11.10.2019

Ostatni dzień to już tylko rzeczy dodatkowe - połowa grupy opuściła Słowację. Dodatkowe, ale wcale interesujące!

 Zaczęliśmy od małego, ale uroczego kościółka na twardoszyńskim cmentarzu. To gotycka drewniana świątynia, która wpisana jest na światową listę UNESCO!
 Kościółek naprawdę robi wrażenie!

 Kolejny punkt to pracownia ceramiczna, produkująca mnóstwo rzeczy z gliny.
 Można było spróbować własnych sił na kole garncarskim - u nas odważne były Hela i Tosia.


 A oto, co wyszło z prób... :)
 Przed lunchem wróciliśmy do szkoły na warsztaty taneczne. Zaczęły uczennice szkoły, mistrzynie Europy w swojej klasie.
A potem, pod wodzą portugalskiego tancerza (nie miał nic wspólnego z naszą grupą, to wolontariusz z pobliskiego miasteczka) wszyscy zaczęli pląsać.





 Mimo początkowego sceptycyzmu uczestników, każdy się wciągnął i nawet ci oporni przyznali, że zajęcia były naprawdę fajne. 
 Po lunchu udaliśmy się do Rio. Oczywiście, nie w Brazylii, ale lokalnie. Do Rio de Klin.
 Rio de Klin to góra, na której wznosi się 9,5-metrowa figura Jezusa.
 Spod figury roztacza się piękny widok na Orawę.



 Ostatni punkt dnia to przejażdżka wąskotorówką, która niegdyś służyła słowackim góralom do transportu drewna z gór. Dziś to przyjemna atrakcja turystyczna i fajna pamiątka. 
 Na stacji znajduje się muzeum, w którym można pograć w multimedialne gry.

 Pociąg już wjeżdża na stację Tanecznik.
 Wagon ogrzewała koza - piecyk opalany drewnem.
 Za oknem były nie tylko krowy i owce, ale również widoki oraz...
 ... różne bajkowe postaci!

 Ostatnia stacja przejażdżki to najzimniejsze miejsce w Słowacji.
 Nad stacją góruje wieża widokowa.

 Nasza kolejka na ostatniej stacji. W sobotę rano pojechaliśmy do Zakopanego i Flixbusem powróciliśmy do stolicy.

***********************************************************************************
Relacja Heli Pawłowskiej:
W Tvrdošinie mają większą szkołę od naszej. Nie podobało mi się jedzenie u nich w stołówce, nie smakowało dobrze. W domu gościnnym jedzenie było dobre, ale nie tradycyjne. Polubiłam rodzinę u której się zatrzymałam i myślę, że to miło z ich strony, że zgodzili się przyjąć również Tosię. Ze wszystkich grup najbardziej polubiłam Portugalczyków. Najlepiej mówili po angielsku i tylko z nimi mogliśmy normalnie rozmawiać. Dlatego chciałabym pojechać do Portugalii w maju.
***********************************************************************************
A taki artykuł powstał w lokalnej prasie :)


Wizyta na Słowacji była naprawdę sympatyczna. Ok, było trochę zimno, ale za to gospodarze mieli bardzo ciepłe serca i przyjęli nas serdecznie. Założenia projektu zostały spełnione, powstały naprawdę fajne historie, zapisane w formie komiksów. Pomimo, iż nasz partner nie jest zbyt oddalony od nas, było to spotkanie, na którym warto było być. Zawiązało się wiele przyjaźni, głównie między Polską, a Portugalią.

+ Serdeczne przyjęcie w szkole i domach. Wszystkie problemy załatwiane były od ręki.
+ Nieocenione więzi powstały pomiędzy naszymi uczniami, a grupą z Portugalii.
+ Odbyło się sporo ciekawych zajęć, jak na przykład gotowanie: dla większości uczniów to były pierwsze prace kuchenne w życiu!

- Rumuni i Turcy przywieźli za młodych uczniów - wiek 9-11 lat zupełnie nie wpisywał się w przekrój wiekowy naszych uczniów. Nie dość, że większość nie posługiwała się angielski, to jeszcze różnica wieku uniemożliwiała poprawne kontakty towarzyskie.
- Słowacka szkoła nie ma możliwości, aby ugościć wszystkich uczniów wymiany w domach - tereny nie są zbyt bogate, większość słowackich uczniów nie posiadała warunków do przyjmowania gości.
- Musieliśmy wymienić jeden dom goszczący, na szczęście drugi dom był już w porządku. Zdarzyło się to po raz pierwszy i to w społeczności malutkiego miasta, gdzie niby wszyscy się znają...
- Zadziwiająca rzecz w tym projekcie - każda grupa przyjeżdża i wyjeżdża jak im się żywnie podoba, co bardzo dezorganizuje prace projektowe. To trzecie spotkanie i trzecia sytuacja, że nie zaczynamy i nie kończymy razem. Znowu Polska i Portugalia są tak, jak trzeba.

Mamy remis. Wizyta była porządnie przygotowana, choć bez fajerwerków. Zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc, poznaliśmy kulturę Orawy i stworzyliśmy komiksy alternatywnych legend. Czas mieliśmy wypełniony niemal całkowicie, uczniowie wraz z rodzinami goszczącymi mieli dodatkowy wieczorny program - myślę, że nie ma na co narzekać. Wizytę można ocenić jako: dobra.

Już niedługo ogłosimy konkurs na wyjazd do Rumunii, który odbędzie się pod koniec marca. Zapraszamy do wzięcia udziału!